Napisałam kilka słów i powiązałam je trwale.
Z refleksji, emocji powstał niematerialny wiersz.
Wypowiedziałam ostatnie zdanie, a on odleciał jak zefir.
Pocałował delikatnie w usta i zostawił, odszedł do obcych ludzi.
Wślizgnął się do oczu, tam gdzie rodzą się łzy.
Wyszeptał kilka pięknych słów, by zadrżały tkliwie serca.
Obudził śpiące sumienia, znudzone rutyną dnia.
Pocieszył bardzo smutną damę, zwaną Melancholią.
Nocą poleciał do nieba, rozsunął ciężkie kotary z chmur.
Zalśniły gwiazdy i księżyc oświecił ścieżki zakochanych.
Rzewny śpiew słowika wplątał się w otchłań mroku
I przeniknął w omdlewająco- miłosny zapach kwiatów.
Zdarza się, że powraca do mnie ten niewierny kochanek
- ukochany syn muzy, już nie moje dziecko.