Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada (Polish)
Kiedy jechałem zza gór Siedmiogrodu
Przez bory, puszcze, karpatne zwaliska,
I raz pod wieczór, stanąwszy u brodu
(Żem był wysłany sam od towarzystwa
Dla dróg szukania) puściłem na trawę
Konia mojego i dobyłem z troków
Księgę Przymierza, to tak mi łaskawe
Zdały się zorze i szumy potoków,
Że schylonemu nad Listy Pawłowe
I pierwszą gwiazdę w niebie widzącemu
Sen mocny zwolna ukołysał głowę.
Młodzieniec w greckiej bogatej odzieży
Ramienia mego dotknął i powiadał:
"Czas dla śmiertelnych jako woda bieży,
Jam jego otchłań aż do dna przebadał.
Mnie to w Koryncie srogi Paweł gromił
Za to że ojcu memu żonę wziąłem.
Mnie to na zawsze wieczerzać zabronił
Pospólnie z nimi za braterskim stołem.
Odtąd nie byłem w świętych zgromadzeniu
I grzeszna miłość wiodła mnie przez lata
Do biednej łątki wydanej skuszeniu
Aby się wieczna spełniła zatrata.
Ale mnie wyrwał z prochu błyskawicą
Pan mój i Bóg mój, którego nie znałem.
Za nic się jemu wasze prawdy liczą.
On miłosierdzie ma nad wszystkiém ciałem".
Pod wielkim niebem gwiaździstym ockniony,
Niespodziewanej doznawszy pomocy,
Zbywając troski o żywot nasz płony,
Chustką wytarłem zwilgłe od łez oczy.
Nie jeździłem do Siedmiogrodu.
Nie wiozłem stamtąd posłań mojemu zborowi.
Ale mógłbym był.
Jest to ćwiczenie stylistyczne.
Zaprzeszły czas
Krajów niedokonanych.
|
Wo die Sonne aufgeht und wo sie versinkt (German)
Von jenseits der Berge Siebenbürgens ritt ich
Durch Tannicht, Wildnis, Karpathengestein,
Rastete bei einer Furt im Abendlicht,
(Um einen Weg zu finden, war ich allein,
Den Gefährten voraus, gesandt), mein Tier
Ließ ich grasen, vom Ledergeschirr löste
Ich das Buch des Bundes, dann schienen mir
Sanft das Abendrot und Branden der Ströme,
So daß mir, gebeugt über einen Paulusbrief
Und im Anblick des ersten Sterns am Himmel,
Tiefer Schlaf weich den Kopf sinken ließ.
Ein Junge im kostbaren, griechischen Kleid
ergriff meine Schulter, dann begann er zu reden:
"Wie Wasser hastet Sterblichen die Zeit,
Ihren Abgrund mußt ich in aller Tiefe erleben.
Denn ich war's, der in Korinth dem eigenen Vater die Frau nahm,
Mich rügte Paulus harsch mit wildem, wütendem Eifer,
Mir verbot er für immer, mit ihnen gemeinsam
Am Bruderstisch das Abendmahl zu feiern,
Von da an gehörte ich nicht mehr zur Heiligen Schar.
Zu dem armseligen Püppchen, der Versuchung ergeben,
Zog mich die sündige Liebe Jahr um Jahr,
Sollte ich doch in ewiger Verderbnis leben.
Doch aus der Asche riß mich in einem Blitz
Mein Herr und mein Gott, mir völlig unbekannt.
Unsere Wahrheiten gelten ihm nichts.
Auf jedem Fleisch ruht seine barmherzige Hand."
Unter dem großen Sternenhimmel erwacht,
Von unverhoffter Hilfe umgeben,
Nicht mehr aufs flüchtige Leben bedacht,
Trocknete ich mit einem Tuch mir die Tränen.
Ich war nicht nach Sieben bürgen geritten.
Ich hatte meiner Gemeinde keine Botschaften von dort gebracht.
Aber ich hätte es tun können.
Es handelt sich im eine Stilübung.
Die Vorvergangenheit
Unvollendeter Länder.
|