Ez az oldal sütiket használ

A portál felületén sütiket (cookies) használ, vagyis a rendszer adatokat tárol az Ön böngészőjében. A sütik személyek azonosítására nem alkalmasak, szolgáltatásaink biztosításához szükségesek. Az oldal használatával Ön beleegyezik a sütik használatába.

Botto, Ján: Śmierć Janosikowa (Smrť Jánošíkova Lengyel nyelven)

Botto, Ján portréja

Smrť Jánošíkova (Szlovák)


II

Padá rosa, padá za bieleho rána,
plačúci paholček ovečky zaháňa:
Dolu, ovce, dolu, dolu dolinami,
veď už viac Jánošík nepôjde za vami!
Dolu, kozy, dolu z tej vysokej skaly,
veď vám už tí páni Janíčka zlapali!
Zlapali, zlapali sťa vtáčka na lepe,
keď valašku zamkli sedem dvermi v sklepe.
A jeho obstali i zhora i zdola,
sťa tie čierne vrany bieleho sokola.

Jánošík za stolom vínečko popíja –
a pohon zo štyr strán biely dom dobýja.
Jánošík, junošík, obzriže sa hore:
už je kolo teba drábov celé more –
more šíre, more, a ty malý kameň:
„Poddaj sa, Jánošík, veď ti je už ameň!“ –
A čo by vás, nemcov, bolo za tri svety,
to ste Janíčkovi iba pod pôl päty.
A čo by ste z neba ako dážď padali,
to ste Janíčkovi len pod palček malý!

U dverí sekery, v oblokoch pištole:
„Hej, veru neujdeš, pekný náš sokole!“
A čo by ste strely búrkou doň sypali:
ešte pre. Janíčka guľku neuliali.
Čo ťať doň budete ako v hore do pňä,
košelečka jeho krvou nezamokne.

Jánošík si ešte popíja pomaly –
a pohon sa naňho dvermi dnuká valí:
„Chyťte ho!“ – No len, na! sadkajte si málo,
ešte mi tu kvapka vínečka zostalo!

„Chyťte ho!“ – Ktože to? ty, Gajdošík zradný?!
Ty zradca? – teda ty samý prvý padni!
A tu jedným chmatom oddrapí roh stola:
zafundží – a zradný Gajdošík mŕtvola.

Janík spoza stola ani hor' nevstáva,
a tí dnu naň kypia ako divá riava:
„Nebojte sa, chlapci! Smelo sa doňho len!
Však nás je tu tisíc, a on je len jeden!“
Tak tedy? – dobre, no! – zahrajú v ňom žily:
Hrmien bôh! koľko vás ide do pôl kily?!
Jednu rúčku vpravo, druhú vystre vlevo:
a už drábi ležia ako v báni drevo.
I bol by už Janík na slobode býval,
keby sa ne neho zlý duch nebol díval.
No, baba, babečka zavreští z prípecka:
„Podsypte mu hrachu, budete bez strachu!“
Nasypali hrachu pod jelenie nôžky:
hneď mu dali na ne centavé ostrôžky.

Ale sa Jánošík sotva popohýna,
už mu putá spŕchnu sťa dáka škrupina:
Hoj, tisíc prabohov! vy galgani spilí –
zjete si to hneďky, čo stes' navarili!
Iba raz spakrukou dokola zatočí,
už siedmim lapajom stĺpkom stoja oči;
len raz sa činčierom dokola zaženie,
už to všetka leží sťa zbité osenie. –
Darmo doň rúbali, darmo doň strieľali,
darmo, predarmíčko, jak do žuloskaly.
A bol by už Janík na slobode býval,
keby sa na neho zlý duch nebol díval.
No, baba, babečka zavreští z prípecka:
„Rúbte mu do pása, tam je jeho spása!“
Tu naraz sto pušiek doňho zahrmelo,
tu naraz sto šabieľ hromom doň udrelo;
na všetky tie šable, no všetky tie strely
naspäť vám od neho do vrahov udreli.
Len jedna krivuľka, čo spakruky švihla,
čarovnú mu žilku v opasku prestrihla:
„Hej, ta ste mi dali, čo ste mi dať mali!“
Už junák Jánošík jak ten chlapček malý,
už mu rúčky, nôžky v putá okovali.
Bodaj teba, baba, čerti boli vzali! –

Jánošík, kapitán, bol si jak tulipán,
ale už ti zvlečú ten pekný dolomán,
dolomán červený, zelenú košeľu;
jaj! beda, prebeda, veru ti podstelú.
Veru ti podstelú na britvy, požiare:
len bite, len tnite, veď vás Pán Boh skárä!

Janíček, zbojníček, samopašné dieťa!
Kebys' bol nezbíjal, nemučili by ťa.
„Zbíjal som ja, zbíjal, boj za pravdu bíjal,
čiernu krv tyranov trávniček popíjal;
zbíjal som ja, zbíjal sedem rôčkov v lete:
a vy že odkedy ten biedny ľud drete?“
Jánošík, junošík, máš ty zlata mnoho,
povedz nám, kde ho máš? – „Čo koho do toho?

Kde ho mám, tam ho mám, v tajných sieňach Tatry,
však si ho ten nájde, komu ono patrí.
Nebolo to moje, nebude to vaše –
len toho, čo šabľu za pravdu opáše!“ –
Jánošík, junošík, máš veľké poklady:
vymeňže si, vymeň ten svoj život mladý!
„Vymeniť? – a načo? vy psohlavci vzteklí!
Nie! – teraz ma zjedzte, keď ste ma upiekli!“

Dolu, ovce, dolu, dolu dolinami,
veď už viac Jánošík nepôjde za vami;
dolu, kozy, dolu z tej vysokej skaly,
veď vám už pre Janka stužku usúkali.


KiadóSlovenské vydavateľstvo krásnej literatúry, Bratislava
Az idézet forrásaJán Botto, Smrť Jánošíkova, p. 19-25.

Śmierć Janosikowa (Lengyel)

II

Pada rosa, pada od białego rana,
Z rzewnym płaczem chłopiec owieczki zagania:
Na dół, owce, na dół, na dół dolinami,
Już Janosik więcej nie pójdzie za wami!
Na dół, wy kozice, z tej wysokiej skały,
Już wam Janosika ziandary złapały!
Złapali, złapali jak na lepie ptaszka,
Za siedmioma drzwiami zamknięta ciupażka,
A samego zewsząd obeszli dokoła,
Jak te czarne kruki białego sokoła.

Janosik se winko popija za stołem,
A obława biały dom otacza kołem.
Janku, ty junaku, obejrzyj się, gorze!
Już cię obstąpiło drabów całe morze,
Hej, szerokie morze, a tyś mały kamień:
"Poddaj się, Janiczku, mamy cię na amen!"
A choćby was, obcych, było za trzy światy,
To Janosikowi jesteście w pół pięty,
Choćbyście padali z nieba jako deszcze,
Małego mu palca nie sięgniecie jeszcze.

U dźwierzy siekiery, w oknach pistolety:
"Już ty nam, sokole, nie ujdziesz niestety!"
Choćbyście i burzą grzmieli weń od rana,
Jeszcze Janiczkowi kula nie odlana.
Choćbyście rąbali go jak w lesie drewno,
Nie zakrwawi mu się koszula na pewno.
Janko sobie jeszcze dopija powoli,
A ze drzwi obława już na niego wali:
"Chwytajcie go!" Zaraz, siadajcie se ino,
Jeszcze mi tu na dnie pozostało wino!
"Łapcie go!" A co to znów za zdrajca, kto to?
Ty, Gajdoszu? Zatem pierwszy zgiń, niecnoto!
Urwał jednym chwytem róg stołu, świsnęło
I Gajdosz legł trupem za swe podłe dzieło.

Janosik od stołu nawet wstać nie raczy,
Z drzwi jak dziki potok wali tłum siepaczy:
"Hej, na niego, chłopcy! Na nic to obawa!
Nas tysiąc, on jeden, Łatwa będzie sprawa!"
Zaświerzbiały ręce. Więc to tak? No, ładnie!]
A tak na pół korca ilu was wypadnie?
Jak rozłożył rączki, tę w prawo, tę w lewo,
Padły draby, niby na porębie drzewo.
I byłby Janosik na swobodzie bywał,
Gdyby mu się zły duch tam nie przypatrywał.
Baba im zdradziecka wrzasnęła z przypiecka:
"Podsypcie mu grochu, to nie będzie strachu!"
Sypnęli mu grochu pod jelenie nóżki,
W cetnarowe mu je okuli łańcuszki.
Lecz wystarczył jeden ruch Janosikowy:
Jak byle skorupka prysły te okowy.
Ejże, do pioruna! Wy łotrzy opili,
Teraz jeść będziecie, coście nawarzyli!
Tylko raz odwinął się na odlew, łup!
Już siedmiu łapaczom oczy stają w słup,
Tylko raz łańcuchem wywinął na strony,
Już to wszystko leży jak ścięte jesiony.
Próżno go rąbały i próżno strzelały,
Tyle skutku, co do granitowej skały.
I byłby Janosik na swobodzie bywał,
Gdyby mu się zły duch tam nie przypatrywał.
Baba im zdradziecka wrzasnęła z przypiecka:
"Po pasie go tnijcie, tam on siłę skrywał!"
I sto fuzji w niego uderzyło grzmotem,
I sto szabel w niego łysnęlo z migotem,
Ale wszystkie szable owe i wystrzały
Odbite od niego we wrogów trafiały.
Wtem jedna krzywula, na odlew bijąca,
Czarodziejską żyłkę w pasie mu przetrąca.
"No, toście mi dali, coście mi dać mieli!"
Już junak Janosik jak chłopczyna słaby,
Już rączki i nóżki mu okuły draby.
Żeby ciebie, babo, wszyscy diabli wzięli!

Janosik, kapitan, był ci jak tulipan!
Teraz, Janosiku, zdejmą z ciebie dolman,
Twój czerwony dolman, koszulę zieloną:
Oj, biadaż! Oj, będzie ci wnet pościelono.
Na brzytwach pościelą tobie, na pożarze!
Cóż, bijcie i tnijcie! Pan Bóg was ukarze.

Janiczku, zbójniczku, nieposłuszne dziecię!
Gdybyś nie zbójował, nie męczyliby cię.
"Zbójowałem ci ja za słuszność u panów,
Poiłem ja trawę czarną krwią tyranów!
Zbójowałem ci ja siedem lat od biedy:
A wy lud nieszczęsny łupicie od kiedy?"
Dużo masz, Janiczku, złota schowanego,
Gdzie je pochowałeś? "A co wam do tego?
Niechaj leży w Tatrach, kiedy sobie leży,
A i tak je znajdzie, komu się należy.
Jak nie było moje, tak nie będzie wasze,
A tego, kto szablę za słuszność przypasze!"
Janku, ty junaku, skarb ukryłeś duży,
Zapłać nim i niech ci młode życie służy!
"Zapłacić? A za co? Wy psiogłowcy wściekli!
Nie! Teraz mnie zjedzcie, skoroście upiekli!"

Na dół, owce, na dół, na dół dolinami,
Już Janosik więcej nie pójdzie za wami,
Na dół, wy kozice, z tej wysokiej skały,
Już draby dla Janka pętlę uwiązały.



Az idézet forrásahttp://www.poema.art.pl

minimap