Dzikie czereśnie rosły na wiotkich
gałęziach, pestki zawinięte w różową
bibułkę. Tutaj wróble spowiadały się
godzinami przed surowym księdzem
i głośno zdradzaly sekrety małych
grzechów, popełnionych nad ranem.
Tu kwitły róże, także na pół dzikie,
w ich płatkach kryły się listy
rozbitków i nie kochanych, nikt dla nich
wierszy nie pisał i jak gorzkie
migdały leżały na dnie kwiatów
spokojne krople rosy. W niedzielę
rano mama prasowała białe koszule.
Ustrój był doskonały i piękna pogoda.
Kiedy odchodziłaś, drzwi stały się
naraz cięższe niż oskarżenie.
Pragnienie nie zostanie zaspokojone.
Za stadionem, na wiotkich gałęziach,
rosły dzikie czereśnie, cierpkie
na jawie, słodkie we śnie.