Boży bojownicy (Lengyel)
Świat, cni panowie, ostatnimi czasy wziął się nam i
zwiększył. A i zmalał zarazem. Śmiejecie się? Że niby bzdury plotę? Że jedno drugiemu przeczy? Wnet wam
dowiodę, że bynajmniej. Wyjrzyjcie, waszmościowie, oknem. Cóż to widzicie z niego, na cóż widok się
roztacza? Na stodółkę, odpowiecie zgodnie z prawdą, i na wychodek za nią. A cóż
dalej jest, spytam, tam, za wychodkiem? Owóż baczcie, że jeśli spytani dziewki,
z piwem do nas spieszącej, odrzecze, że za wychodkiem jest rżysko, za rżyskiem
Jachymowa zagroda, za zagrodą smolarnia, a dalej to już chyba Kozołupa Mała.
Zapytam karczmarza naszego, ten, więcej światłym będąc, doda, że to nie koniec
wcale, że jest za Małą Kozołupą także Wielka Kozołupa, za nimi osada Kocmyrów,
za Kocmyrowem wieś Łazy, za Łazami Goszcz, a za Goszczem to już chyba
Twardogóra będzie. Ale baczcie, że im co uczeniejszego spytam człeka, jako was,
dla przykładu, tym dalej od stodółki naszej, wychodka naszego i obydwu Kozołup odbieżym
– boć bardziej światłemu rozumowi wiadomo, że się na Twardogórze świat również
nie kończy, że dalej są Oleśnica, Brzeg, Niemodlin, Nysa, Głubczyce, Opawa,
Nowy Jiczyn, Trenczyn, Nitra, Ostrzyhom, Buda, Belgrad, Raguza, Janina, Korynt,
Kreta, Aleksandria, Kair, Memfis, Ptolemais, Teby… I co? Nie rośnie świat? Nie
coraz większy nam się stawa? A wżdy i to nie koniec jeszcze. Idąc za Teby, w górę Nilu, który jako rzeka
Gichon ze źródła w ziemskim raju wypływa, dojdziemy wszak do ziem Etiopów, za
którymi, jak wiadomo, jest Nubia pustynna, jest kraj Kusz gorący, Ofir
złotodajny i cała niezmierzona Africae Terra, ubi sunt leones. A dalej
ocean, który całą ziemię opływa. Ale i na oceanie owym są przecie wyspy jako to
Cathay, Taprobane, Bragine, Oxidrate, Gynosophe i Cipangu, kędy klimat cudownie
urodzajny, a klejnoty górami leżą, piszą o tym uczony Hugon od Świętego Wiktora
i Piotr d’Ailly, jako i imć pan Jean de Mandeville, któren własnymi oczyma cuda
te oglądał. Tak tedy udowodniliśmy, że w ciągu tych paru minionych stuleci świat zwiększył
się nam istotną miarą. W pewnym sensie, ma się rozumieć. Bo jeśli nawet materii
samej światu nie przybyło, to nowych nazw przybyło mu na pewno. Jakżeż z tym, pytacie, pogodzić twierdzenie, że świat nam zmalał? Już mówię i
wywodzę. Upraszam tylko wprzód, by nie drwić i nie dogadywać, bo to, co rzeknę,
to nie mojej fantazji będą produkta, ale wiedza z ksiąg zaczerpnięta. A z ksiąg
drwić nie godzi się, w końcu, by powstały, ktoś okrutnie musiał się napracować.
Jak wiadomo, nasz świat jest to lądu spłachetek, formy niby naleśnik krągłej,
środek swój w Jeruzalem mający, zewsząd oceanem otoczony. Na okcydensie kraniec
ziemi stanowią Kalpa i Abyla, Słupy Herkulesowe, i cieśnina Gades między niemi.
Na południu, jak to dopiero co wywiodłem, rozpościera się ocean za Afryką. Na
południowym wschodzie kończą ląd stały podległa Księdzu Janowi India
inferior, tudzież ziemie Goga i Magoga. W septentrionalnej świata stronie
ostatnim ziemi skrawkiem jest Ultima Thule, tam zaś, ubi oriens iungitur
aquiloni, leży ziemia Mogal, czyli Tartaria. Na wschodzie natomiast świat
kończy się na Kaukazie, kawałek za Kijowem. A teraz dochodzimy do rzeczy sedna. Znaczy się, do Portugalczyków. A konkretnie
do infanta Henryka, książęcia Viseu, syna króla Jana. Portugalia, skryć się
tego nie da, królestwo nie za wielkie, infant króla synem dopiero trzecim w
kolejce, nie dziwota tedy, że ze swej siedziby w Sagres częściej i z większą
nadzieją na morze niż ku Lizbonie spoglądał. Skrzyknął do Sagres astronomów i
kartografów, mądrych Żydów, żeglarzy i kapitanów, majstrów szkutników. I
zaczęło się. W Roku Pańskim 1418 dotarł kapitan João Gonçalves Zarco do wysp znanych jako Insulas
Canarias, Kanaryjskie, nazwa stąd, że psów tam mnogość stwierdzono
nadzwyczajną. Wnet potem, w 1420, tenże Gonçalves Zarco wraz z Tristánem Vaz
Teixeirą dopłynęli do wyspy ochrzczonej Maderą. W 1427 dotarły karawele Diega
de Silves do wysp, które nazwano Azorami – skąd nazwa, Diegu jeno i Bogu
wiadomo. Kilka lat zaledwie temu, w 1434, opłynął kolejny Portugalczyk, Gil
Eanes, Przylądek Boiador. A wieść niesie, że następne już szykuje
przedsięwzięcia infant Dom Henrique, którego już niektórzy „Żeglarzem” – El
Nauegador – nazywać poczynają. Iście w podziwie mam onych morzepławców i w estymie trzymam ich wielkiej.
Nieustraszeni są to ludzie. Wszak horror to na ocean się zapuszczać pod
żaglami. Toż tam szkwały i sztormy, skały podwodne, góry magnetyczne, morza
wrzące i klejkie, cięgiem jeśli nie wiry, to turbulencje, a jeśli nie
turbulencje, to prądy. Od potworów aż się roi, pełno tam smoków wodnych,
serpensów morskich, trytonów, hippokampów, syrenów, delfinów i płastug. Roją
się w morzu sanguissugae, polypi, octopi, locustae, cancri, pistrixi różne et huic similia. A najstraszniejsze na końcu – bo tam, gdzie
kończy się ocean, za krawędzią, zaczyna się Piekło. Czemu, myślicie, słońce
zachodzące jest takie czerwone? Otóż dlatego, że przegląda się w piekielnych
ogniach. Po całym oceanie rozsiane zaś są dziury; gdy karawelą na taką dziurę
niebacznie napłynąć, wprost do piekła się spada, na łeb na szyję, z korabiem i
ze wszystkim. Takim to widać obrazem zostało stworzone, by nie dać człeku
śmiertelnemu po morzach pływać. Piekło karą dla tych, co zakazy łamią. Ale, jak znam życie, Portugalczyków to nie powstrzyma. Albowiem navigare necesse est, a za horyzontem są wyspy i lądy, które
trzeba odkryć. Trzeba nanieść na mapy daleką Taprobane, opisać w roteiros drogę do tajemniczego Cipangu, oznaczyć na portolanach Insole fortunate,
Wyspy Szczęśliwe. Trzeba płynąć dalej, szlakiem świętego Brendana, szlakiem
marzeń, ku Hy Brasil, ku niewiadomemu. Po to, by niewiadome uczynić wiadomym i
znanym. I oto – quod erat demonstrandum – maleje nam i kurczy się świat, bo
jeszcze trochę, a wszystko już znajdzie się na mapach, na portolanach i w roteiros.
I nagle wszędzie zrobi się blisko. Maleje nam świat i ubożeje jeszcze o jedno – o legendy. Im dalej żeglują
portugalskie karawele, im więcej wysp odkrytych i nazwanych, tym legend robi
się mniej. Co i rusz jakaś rozwiewa się niby dym. Coraz to o kolejne marzenie
jesteśmy ubożsi. A gdy umiera marzenie, ciemność wypełnia miejsce przez nie
osierocone. W ciemności zaś, zwłaszcza gdy do tego jeszcze rozum uśnie, zaraz
budzą się potwory. Że co? Że już ktoś to powiedział? Panie dobry! A czy jest
coś takiego, czego już ktoś kiedyś nie powiedział? Och, ależ mi w gardle zaschło… Czy piwem, pytacie, nie pogardzę? Z pewnością
nie. Co mówicie, pobożny bracie od świętego Dominika? Aha, że czas przestać pleść
nie na temat i do opowieści powrócić? Do Reynevana, Szarleja, Samsona i innych?
Prawiście, bracie. Czas. Powracam tedy. Rok nastał Pański 1427. Pamiętacie, co przyniósł? A jakże. Nie da się
zapomnieć. Ale przypomnę. Wiosną wonczas, w marcu bodajże, na pewno przed Wielkanocą, ogłosił papież
Marcin V bullę Salvatoris omnium, w której konieczność kolejnej krucjaty
przeciw Czechom kacerzom proklamował. W miejsce Jordana Orsiniego, który leciwy
był i haniebnie nieudolny, obwołał papa Marcin kardynałem i legatem a latere Henryka Beauforta, biskupa Winchesteru, brata przyrodniego króla Anglii.
Beaufort aktywnie bardzo sprawy się ujął. Wnet krucjatę postanowiono, która
mieczem i ogniem husyckich apostatów pokarać miała. Wyprawę pieczołowicie
przygotowano, pieniądze, rzecz w wojnie pierwszorzędną, skrzętnie zgromadzono.
Tym razem, dziw nad dziwy, nikt grosiwa tego nie rozkradł. Jedni kronikarze
mniemają, że krzyżowcy zrobili się uczciwsi. Inni – że po prostu pilnowano
lepiej. Wodzem głównym krucjaty obwołał sejm frankfurcki Ottona von Ziegenhaina,
arcybiskupa Trewiru. Wezwano, kogo się dało, pod broń i krzyżowe znaki. I wnet
stanęły w gotowości armie. Stawił się z wojskiem Fryderyk Hohenzollern Starszy,
elektor brandenburski. Stanęły pod bronią Bawary pod księciem Henrykiem
Bogatym, stanął falcgraf Jan z Neumarktu i brat jego, falcgraf Otto z Mosbachu.
Przybył na punkt zborny małoletni Fryderyk Wettyn, syn złożonego niemocą
Fryderyka Walecznego, elektora Saksonii. Przybyli – każdy z hufem silnym –
Raban von Helmstett, biskup Speyeru, Anzelm von Nenningen, biskup Augsburga,
Fryderyk von Aufsess, biskup Bambergu. Jan von Brun, biskup Würzburga. Depolt
de Rougemont, arcybiskup Besançon. Przybyli zbrojni ze Szwabii, Hesji,
Turyngii, z północnych miast Hanzy. Krucjata ruszyła z początkiem lipca, w tygodniu po Piotrze i Pawle, przeszła
granicę i pociągnęła w głąb Czech, drogę swą trupami i pożarami znacząc. W
środę przed Jakubem krzyżowcy, wzmocnieni siłami katolickiego czeskiego
landfrydu, stanęli pod Strzybrem, na którym siedział husycki pan Przybik de
Clenove, i gród obiegli, z ciężkich bombard bardzo przykro go ostrzeliwując.
Pan Przybik trzymał się jednak dzielnie i poddawać nie myślał. Oblężenie
trwało, czas uciekał. Niecierpliwił się kurfirst brandenburski Fryderyk, toż to
krucjata, wołał, radził bez zwłoki iść dalej, atakować Pragę. Praga, wołał, to caput
regni, kto ma Pragę, ten ma Czechy… Gorące, skwarne było lato roku 1427. A co, pytacie, na to Boży bojownicy? Co Praga, pytacie? Praga… Praga śmierdziała krwią. Kiadó | NOWA, Warszawa |
Az idézet forrása | s. 5 - 9. |
Megjelenés ideje | 2004 |
|
Boží bojovníci (Szlovák)
Svet sa nám, ctihodní páni, v ostaniom čase rozrástol a zväčšil. No zároveň i zmenšil. Je vám to smiešne? Że táram hlúposti? Że jedno protirečí druhému? Hneď vám dokážem, že ani
v najmenšom. Len sa, milosťpáni, pozrite von
oknom. Čo tam vidíte, aký sa vám tam múka výhľad? Na stodoličku; odpoviete v súlade s pravdou, a na záchodík za ňou. A čo ďálej, pýtam sa, čo je tam, za záchodom? Všimnite si, že ak sa spýtam slúžky, čo sa k nám náhli s pivom, odvrkne, že za záchodom je strnisko, za strniskom Jáchymova záhrada, za záhradou smoliareň, a ďalej už hádam iba Malá Kozolupa. Spýtam sa nášho krčmára, a keď że ten je osvietenejší, dodá, že tam to vôbec nekončí, že za Malou Kozolupou je Kozolupa Veľká, za ňou osada Kocmirov, za Kocmirovom dedina Lazy, za Lazmi Goszcz, a za Goszczom hádam bude už Twardogóra. Ale všimnite si, že čím učenejšieho človeka sa spýtam - napríldad ako Vás -, tým ďálej od našej stodôlky, nášho záchodfla a obidvoch Kozolúp odbehneme - lebo osvietenejšiemu rozumu
je známe, že ani Twardogorou sa svet nekončí, že ďalej ešte leží Oleśnica, Brzeg, Niemodlin, Nisa, Głubczyce, Opava, Nový Jičín,
Trenčín, Nitra, Ostrihom, Buda, Belehrad, Raguza, Janina, Korint, Kréta, Alexandria, Káhira, Memfis, Ptolemais, Téby... A čo? Vari svet nerastie? Nie
je čoraz váčší? A to ešte vždy nie
je koniec. Keď zájdeme za Téby, hore Nílom, ktorý ako rieka Gichon z prameňa v
pozemskom raji vyteká, dôjdeme predsa do krajiny menom Etiópia, a za ňou, ako
je známe, leží púštna Núbia, potom horúci kraj Kúš, zlatorodý Ofir a celá Africae
Terra, ubi sunt leones. A ešte ďalej je oceán, ktorý omýva celú zem. Ale aj
v tom oceáne sú predsa ostrovy - také ako Cathay, Taprobane, Bragine, Oxisrate,
Gynosophe a Cipangu, kde podnebie zázračne prospieva úrode a klenotov tam ležia
cele haldy; píše o tom učený Hugo zo Svätého Viktora a Pierre d'Ailly, ako aj
jeho milosť pán Jean de Mandeville, ktorý na vlastné oči tieto zázraky videl. Dokazali sme takto, že za tých pár minulých storočí sa svet v podstatnej miere
zväčšil. Pochopiteľne, v určitom zmysle. Lebo ak aj samotnej hmoty na svete
nepribudlo, nových pomenovaní pribudlo celkom určite. A ako s tým, pýtate sa, môže ladiť tvrdenie, že svet sa nám zmenšil? Hneď poviem a vysvetlím. Vopred však žiadam, aby ste si nerobili posmech a nepodpichovali, lebo to, čo poviem, nie je veru produkt mojej fantázie, ale poznatky získané z kníh. A z kníh si robiť posmech sa nepatrí, napokon, na
ich zrod musel niekto vynaložiť ukrutne
veľa síl. Ako je známe, náš svet je kusisko pevnej zeme; kruhovým tvarom pripomína palacinku, svoj stred má v Jeruzaleme a
zovšadiaľ ho obklopuje oceán. Na okcidente tvoria okraj zeme Kalpa a Abyla, Herkulove stlpy a úžina Gades medzi nimi. Na juhu, ako som pred chviľkou spomenul, sa rozprestiera
oceán za Afrikou. Na juhovýchode končí sa pevnina princovi Janovi podliehajúcou
India inferior, ale aj krajinami Goga a Magoga. V septentrionálnej zóne
sveta je posledným kusom zeme Ultima Tbule, a tam, ubi oriens
iungitur aquiloni, leží krajina Mogal, čiže Tartaria. Na východe sa však
svet končí Kaukazom, kúsok za Kyjevom. A teraz sa dostávame k podstate veci. To znamená k Portugalcom. Konkrétne k infantovi Henrichovi, kniežaťu Visey, synovi kráľa Jana.
Portugalsko, to nemožno utajiť, je neveľké kraľovstvo, kráľovský infant je až
tretí syn v poradí, takže nečudo, že zo svojho sídla v Sagres sa častejšie a s
väčšou nádejou díval na more než na Lisabon. Zvolal do Sagres astronómov a
kartografov, múdrych židov, námornilcov a kapitánov, staviteľov lodí. A tak sa to začalo. Roku Pána 1418 doplával kapitán Joäo Goncalves Zarco k ostrovom známym ako Insulas Canarias - názov Kanárske ostrovy dostali vďaka tomu, že sa tam vyskytovalo mimoriadne veľa psov. Onedlho potom,
roku 1420, ten istý Goncalves Zarco spolu s Tristánom Vaz Teixeirom priplávali k ostrovu menom Madeira. Roku
1427 dorazili karavely Diega de Silves k ostrovom, ktoré pomenovali Azory - odkiaľ vzali ten názov, to vie azda iba Boh a Diego. A len pred pár rokmi, roku 1434, oboplával ďalší Portugalec, Gil Eanes, Mys Boiador. A prišli chýry, Ze infant Dom Henrique, ktorého už poniektorí prezývajú „Námornílc” - El Navegador -, vraj chystá ďalšie výpravy. Skutočne pociťujem obdiv voči týmto moreplavcom a veľmi si ich vážim. Nepoznajú strach a bázeň. Musí to byť predsa hrôza púšťať sa na oceán pod napnutými plachtami. Veď sú tam víchrice a búrky, zradné skaly pod vodou, magnetické hory, vriace a lepkavé moria; jednostaj same víry, a ak nie víry, tak turbulencie, a ak nie turbulencje, tak prúdy. Obludami sa to len tak hemží, všade pino vodných drakov, morských hadov, tritonov,
hippokampov, sirén, delfmov a plates. V mori sa hmýria sanguissugae, polypi, octopi, locustae, cancri, rozmanité
pistrixi et buic similia. A najstrašnejšie príde na
koniec - lebo tam, kde sa končí ocean,
za jeho okrajom, začína sa Peklo. Co myslite, prečo je zapadajúce sinico také červené? Predsa preto, lebo nazerá do pekelných plameňov. A
po celom oceáne sú rozosiate diery; keď
karavela na ňu z nepozornosti naďabí, prepadne sa rovno do pekla, rovno na htavu, s celou lodôu i so všetkým. Vidno, že boli stvorené na to, aby nedovolili smrteľníkovi plaviť sa po
moriach. Peklo je trest pre tých, čo porušujú zakazy. Ale ako poznam život, Portugalcov to nezastaví. Pretože navigare necesse est a
za horizontom sú ostrovy a pevniny, ktoré treba objaviť. Treba do máp zaznačiť vzdialené Taprobany, v roteiros opísať cestu na tajomný Cipang, vyznačiť na portolánoch Insole fortunate, Šťastné ostrovy. Treba sa plaviť
ďalej, podľa vzoru svätého Brendana, po stopách snov, za Hy Brasil, do neznáma. Preto, aby sa neznáme stalo poznaným a známym. A hľa - quod erat demonstrandum - svet sa nám už zmenšuje a scvrkáva, už len chviľu, a všetko bude zaznačené na mapach, na portolánoch a v roteiros. A zrazu sa nám všetko bude zdať blízke. Svet sa nam zmenšuje a je chudobnejší ešte o čosi - o legendy. Čím ďalej sa plavia
portugalské karavely, čím viac ostrovov objavia a pomenujú, tým je tých legiend
menej. Podchviľou sa ďalšia rozplynie ako dym. Sme chudobnejší o čoraz viacej snov. A keď umrie sen, miesto, ktoré opustil, zaplní temnota. A
v temnote sa, tobôž ak ešte aj
rozum zadrieme, okamžite prebúdzajú
príšery. Prosím? že to už niekto povedal? Pane mój dobrý! A vari existuje niečo také, čo by už niekto niekedy nepovedal? Ach, ale mi vyschlo v krtu... Pýtate sa, či neohrdnem pivom? Pravdaže nie. Co to vravíte, zbožný brat
od svätého Dominika? Aha, že je načase prestať
tárať len tak a treba sa vrátiť k príbehu? K Reynevanovi, Šarlejovi, Samsonovi a iným? Máte pravdu, bratku.
Je načase. Tak sa tam teda vráťme. Nastal rok Pána
1427. Pamätáte sa, čo priniesol? Akožeby nie. Na to nemožno zabudnúť. Ale pripomeniem. Vtedy na jar, bolo to asi v marcí, určite pred Veľkou nocou,
ohlásil pápež Martin V bullu Salvatoris omniuru, v ktorej proklamoval nevyhnutnosť ďalšej
križiackej výpravy proti českým kacírom. Namiesto Jordana Orsiniho, ktorý bol už starý a celkom neschopný, vyhlásíl Otec Martin za kardinála a legáta a latere Henryho Beauforta, winchesterského biskupa, rodného brata anglického kráľa. Beaufort sa ujal
záležitosti mimoriadne aktívne. Okamžite zostavil križiacku výpravu, ktorá mala ohňom a mečom potrestať husitských
apostatov. Výprava bola starostlivo pripravená, peniaze, vo vojne vec prvoradého významu, sa príčinlivo zozbierali.
Tentoraz, čuduj sa svete, nikto grošíky nerozkradol. Jedni kronikári zastávajú názor, že križiaci boli poctivejší. Druhí - že peniaze boli jednoducho lepšie strážené. Za hlavného veliteľa krížovej výpravy
vymenoval frankfurtský snem Otta von Ziegenhein, trevirského arcibiskupa. Povolali, koho sa dalo - do zbrane pod znak kríža. A hneď boli k dispozícii armady. S vojskom prišiel Friedrich Hohenzollern starší, brandenburský elektor. Zbraní sa chopilo Bavorsko na
čele s princom Henrichom Bohatým, pripravený bol falcgróf Jan z Neumarktu i
jeho brat, falcgróf Otto z Mosbachu. Na zhromaždisko sa ustanovil maloletý
Friedrich Wettyn, syn Friedricha Bojovného, elektora saského, skoleného
chorobou. Prikvitli - každý s mocným húfom - Raban
von Helmstett, biskup speyerský, Anselm von Nenningen, biskup z Augsburgu,
Friedrich von Aufsess, biskup z Bambergu, Jan von Brun, biskup z Wúrzburgu.
Depolt de Rougemont, arcibiskup z Besançonu. Prišli ozbrojenci zo Švábska,
Hessenska, Durínska, zo severných miest Hanzy. Krížová výprava sa
vydala na pochod začiatkom júla, v týždni po Petrovi a Pavlovi, prešla hranicu
a smerovala do českého vnútrozemia, pričom svoju cestu značkovala požiarmi a
mŕtvolami. V stredu pred Jakubom križiaci, podporení aj silami českého
katolickeho landfriedu, zastali pri Stčíbre, kde mal sídło husitský pán Pŕibík
de Clenove, a hrad začali obliehať a ostreľovat nahusto ťažkými bombardami. Pán
Pŕbík sa však držal statočne a nemal v úmysle vzdať sa. Obliehanie pokračovalo, čas utekal. Brandenburský
kurfürst znervóznel, veď toto je križová výprava, vykrikoval, bez zdržiavania treba ísť ďalej, zaútočiť na Prahu. Praha, kričal, to je caput regni, kto má Prahu, ten má Čechy... Bolo horúce dusné leto 1427. A čo na to, pýtate sa, Boží bojovníci? Co Praha, pýtate sa? Praha... Praha
páchla krvou.
Kiadó | SLOVART, Bratislava |
Az idézet forrása | s. 5 - 9. |
Megjelenés ideje | 2005 |
|