Ez az oldal sütiket használ

A portál felületén sütiket (cookies) használ, vagyis a rendszer adatokat tárol az Ön böngészőjében. A sütik személyek azonosítására nem alkalmasak, szolgáltatásaink biztosításához szükségesek. Az oldal használatával Ön beleegyezik a sütik használatába.

Gombrowicz, Witold: Ferdydurke - XII (Ferdydurke - XII Cseh nyelven)

Gombrowicz, Witold portréja

Ferdydurke - XII (Lengyel)

Rozdział XII
FILIBERT DZIECKIEM PODSZYTY


Wieśniak z Paryża pod koniec osiemnastego stulecia miał dziecko, to dziecko miało znowu dziecko, a to dziecko znowu, miało dziecko i znowu było dziecko; a ostatnie dziecko jako champion świata grało mecz tenisowy na korcie reprezentacyjnym paryskiego Racing Klubu, w atmosferze wielkiego napięcia i przy nieustannych, żywiołowych grzmotach oklasków. Jednakże (jak szalenie zdradliwe jest życie!) pewien pułkownik żuawów spośród publiczności, siedzącej na bocznej trybunie, pozazdrościł nagle bezbłędnej i porywającej gry obu championom i chcąc także pokazać, co umie, wobec sześciu tysięcy zgromadzonych widzów (tym bardziej że obok siedziała jego narzeczona) – niespodziewanie łupnął z rewolweru do piłki w locie. Piłka trzasnęła i spadła, championi zaś, pozbawieni znienacka obiektu, próbowali jeszcze czas jakiś machać rakietami w próżni, lecz widząc niedorzeczność swych ruchów bez piłki, rzucili się na siebie z pazurami. Grzmot oklasków rozległ się wśród widzów.
I na tym zapewne byłoby się skończyło. Lecz zaszła i ta dodatkowa okoliczność, że pułkownik w podnieceniu zapomniał czy też nie wziął pod uwagę (jak bardzo trzeba uważać!) widzów, siedzących po przeciwległej stronie placu na tak zwanej słonecznej trybunie. Zdawało mu się, nie wiadomo czemu, iż kula przebiwsry piłkę powinna była się skończyć; tymczasem, niestety, w dalsżym swoim biegu ugodziła w szyję pewnego przemysłowca armatora. Krew trysnęła z przebitej arterii. Żona zranionego pod pierwszym wrażeniem chciała rzucić się na pułkownika, wyrwać mu rewolwer, ale ponieważ nie mogła (gdyż była uwięziona w tłumie), dała po prostu w papę sąsiadowi z prawej strony. A dała, ponieważ nie mogła wyładować inaczej wzburzenia i ponieważ w najgłębszych zakamarkach jaźni, powodowana logiką czysto kobiecą, sądziła że jako kobiecie jej wolno, bo cóż jej kto zrobi? Okazało się jednak, że nie bardzo (jak bezustannie wszystko należy brać pod uwagę w kalkulacji), gdyż był to utajony epileptyk, który pod wpływem wstrząsu psychicznego, wywołanego policzkiem, dostał ataku i wybuchnął jak gejzer, w drgawkach i konwulsjach. Nieszczęsna, znalazła się pomiędzy dwoma mężczyznami, z których jeden tryskał krwią, a drugi, pianą. Grzmot oklasków rozległ się wśród widzów.
A wtedy jakiś pan, siedzący obok, w szalonym popłochu skoczył na głowę damie, siedzącej poniżej, ta zaś poniosła i wyskoczyła na plac, unosząc go na sobie całym pędem. Grzmot oklasków rozległ się wśród widzów. I na tym zapewne byłoby się skończyło. Ale zaszła jeszcze taka okoliczność (jakże wszystko zawsze trzeba przewidywać!), że nie opodal siedział pewien skromny, utajony marzyciel-emeryt w stanie spoczynku z Tuluzy, który z dawien dawna na wszelkich publicznych widowiskach marzył o skakaniu na głowy osobom siedzącym niżej i tylko siłą dotąd się od tego powstrzymywał. Porwany przykładem, momentalnie skoczył na damę siedzącą poniżej, która (a była to drobna urzędniczka świeżo przybyła z Tangeru w Afryce) sądząc, że tak wypada, że tak właśnie trzeba, że to w wielkomiejskim tonie – również poniosła, przy czym starała się nie okazać żadnego skrępowania w ruchach.
I wtedy kulturalniejsza część publiczności jęla taktownie klaskać, by zatuszować skandal wobec przedstawicieli obcych poselstw i ambasad, tłumnie przybyłych na mecz. Ale i tu zaszło nieporozumienie, bowiem mniej kulturalna część wzięła oklaski za dowód uznania – i również dosiadła swych dam. Cudzoziemcy coraz większe objawiali zdziwienie. Cóż wobec tego pozostało kulturalniejszej części towarzystwa? Dla niepoznaki także dosiadła swych dam.
I prawie na pewno byłoby się na tym skończyło. Lecz wówczas niejaki markiz de Filiberthe, siedzący w loży parterowej z żoną i rodziną żony, nagle poczuł się dżentelmenem i wyszedł na środek placu w letnim, jasnym garniturze, blady, ale stanowczy – i chłodno zapytał, czy kto, i kto mianowicie, chce tu obrazić markizę de Filiberthe, jego żonę? I cisnął w tłum garść biletów wizytowych z napisem: Philippe Hertal de Filiberthe. (Jak szalenie musimy być ostrożni! Jak trudne i zdradne jest życie, jak nieobliczalne!) Zapanowała martwa cisza.
I naraz stępa, zwolna, oklep, na rasowych, cienkich w pęcinie, eleganckićh i strojnych kobietach jęło podjeżdżać do markizy de Filiberthe nie mniej niż trzydziestu sześciu panów, by ją obrazić i poczuć się dżentelmenami, skoro mąż jej, markiz, poczuł się dżentelmenem. Ona zaś ze strachu poroniła – i kwilenie dziecka ozwało się u stóp markiza pod kopytami tratujących kobiet. Markiz, podszyty dzieckiem tak nieoczekiwanie, opatrzony i uzupełniony dzieckiem w momencie, gdy występował pojedynczo i jako dżentelmen dorosły sam w sobie – zawstydził się i poszedł do domu – podczas gdy grzmot oklasków rozlegał się wśród widzów. 
 



Ferdydurke - XII (Cseh)

XII
FILIBERT DÍTĚTEM PODŠITÝ

Jeden venkovan z Paříže měl koncem osmnáctého sto­letí dítě, to dítě mělo zase dítě, a to dítě zase mělo dítě a zase tu bylo dítě. A poslední dítě hrálo jakožto světo­vý šampion tenisové utkání na reprezentačním kurtu pařížského Racing Clubu za obrovského napětí v hle­dišti a ustavičného bouřlivého potlesku. Ale (jak straš­livě zrádný je život!) jeden plukovník od zuávů, který seděl mezi obecenstvem na třetí tribuně, najednou za­záviděl oběma šampionům brilantní a strhující hru, a protožé chtěl před šesti tisíci shromážděných diváků (a to tím spíše, že vedle něho seděla jeho snoubenka) rovněž ukázat, co umí – nečekaně zasáhl z revolveru míč v letu. Míč praskla spadl a šampioni, náhle zbave­ní objektu, ještě nějakou dobu mávali raketami ve vzdu­chu, ale když viděli nesmyslnost svých pohybů bez mí­če, vrhli se na sebe s pěstmi. Diváci začali bouřlivě tleskat.
A tím by to asi bylo skončilo. Jenže stalo se ještě to, že rozčilený plukovník zapomněl nebo nevzal zřetel (vždycky se má brát zřetel!) na diváky sedící na protější straně hřiště na takzvané slunečné tribuně. Bůhvíproč si myslel, že kulka prorazila míč a zůstala v něm. Jenže kulka pokračovala v letu a zasáhla do krku jistého prů­myslníka, loďaře. Z prostřelené tepny vytryskla krev. Manželka zraněného muže se v prvním okamžiku chtě­la na plukovníka vrhnout a vyrvat mu revolver, ale jeli­kož nemohla (byla uvězněna v davu), dala prostě přes držku sousedovi zprava. Udělala to, protože si nemoh­la vybít své pobouření jinak a protože vedena ryze žen­skou logikou, usoudila v nejhlubším zákoutí své osobnosti, že to jako žena učinit smí, protože – co jí kdo udělá? Ale ukázalo se, že tomu docela tak není (jak je nutno ustavičně se vším počítat!), neboť to byl skrytý epileptik, který po psychickém otřesu vyvolaném fac­kou dostal záchvat a vybuchl jako gejzír, začat se třást a svíjet v křečích. Ona nešťastná žena se tak ocitla me­zi dvěma muži, z nichž jeden chrlil krev a druhý pěnu. Diváci začali bouřlivě tleskat.
A vtom nějaký šíleně vyplašený pán, který seděl ved­le, skočil na hlavu dámě, jež seděla pod ním. Ta vyskoči­la a vyběhla na kurt, nesouc ho v rozběhu na zádech. Diváci začali bouřlivě tleskat. A tím by to bylo jistě skon­čilo. Jenže byla tu ještě ta okolnost (jak se musí vždycky všechno předvídat!), že opodál seděl jeden skromný, utajený snílek v důchodu, pocházející z Toulouse, kte­rý odedávna při všech veřejných představeních snil o tom, že by mohl skočit na hlavu někomu, kdo sedí pod ním, jenže až dosud se vždycky dokázal přemoci. Stržen příkladem okamžitě skočil na dámu sedící pod ním (a byla to obyčejná úřednice, která právě přijela z afrického Tangeru), a ta dáma nabyla dojmu, že tak­hle je to správné, takhle se to sluší, že to patří k velko­městskému bontónu – a rovněž s ním vyběhla na kurt, přičemž se pohybovala maximálně přirozeně.
Kultivovanější část obecenstva se jala taktně tleskat, aby zatušovala skandál před představiteli cizích vysla­nectví a velvyslanectví, kteří se na zápas dostavili v hoj­ném počtu. Jenže i zde došlo k nedorozumění, neboť méně kultivovaná část obecenstva začala potlesk pova­žovat za důkaz uznání – a také nasedla na své dámy. Cizinci se divili čím dál tím víc. Co tedy v takové situaci zbylo kultivovanější části společnosti? Aby nebyli ná­padní, také nasedli na své dámy.
A skoro určitě by to tím bylo skončilo. Jenže nějaký markýz de Filiberthe, který seděl s manželkou a jejími rodiči v lóži v přízemí, se najednou začal považovat za džentlmena, vyšel celý bledý, ale odhodlaný doprostřed hřiště ve světlém letním obleku – a chladně se otázal, zda někdo chce, a konkrétně kdo, urazit markýzu de Filiberthe, jeho choť? Pak vrhl do davu hrst vizitek s textem: Philippe Hertal de Filiberthe. (Jak strašně mu­síme být opatrní! Jak těžký a zrádný je život, jak je nevypočitatelný!) Zavládlo mrtvé ticho.
A najednou se k markýze de Filiberthe začala blížit krokem, pomalu, na neosedlaných elegantních a nastrojených dámách se štíhlými spěnkami neméně nežli šestatřicet pánů, aby ji urazili a mohli se také cítit džen­tlmeny, jelikož se džentlmenem cítil její manžel mar­kýz. Jenže ona strachy potratila – a kvílení dítěte se ozvalo u markýzových nohou pod kopyty jedoucích dam. Markýz, podšitý dítětem tak nečekaně, opatřený a doplněný dítětem ve chvíli, kdy vystupoval sólově a ja­kožto džentlmen dospělý sám o sobě – se zastyděla šel domů – zatímco diváci začali bouřlivě tleskat.



KiadóTorst, Praha,
Az idézet forrása200-202
Megjelenés ideje

minimap